"et cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos" J (8,32)







środa, 27 października 2010

Film

Wczoraj obejrzałam jeden film. Wiele już filmów o tej tematyce powstało. Wczorajszej wersji nigdy wcześniej nie widziałam. Film dał mi do myślenia. Już nie chodzi o to, że pokazał ile cierpienia może znieść człowiek. Ale o to, że jednak człowiek zawsze pozostanie człowiekiem. Tylko albo i aż. Pamiętam scenę, gdy główny bohater ofiarowuje swoje życie Bogu w zamian za ocalenie życia kobiety i rodzącego się dziecka. Ja też kiedyś usłyszałam takie słowa, może w innej sytuacji ale, ale ktoś ofiarował swoje życie w mojej sprawie. Wtedy traktowałam to jako emocjonalny szantaż. Ale dziś już tak nie myślę. Ile jest osób, które są w stanie oddać swoje życie dla obcej zupełnie osoby?

Główny bohater tego filmu nigdy się nie poddawał. Ale naprawdę nigdy się nie poddawał. Owszem czuł złość, rozgoryczenie, ale przyjmował wszystko z pokorą. Dla mnie jest to postawa godna podziwu ale w moim przypadku nie do zastosowania. I myślałam, do wczoraj, że nie ma takich ludzi jak tamten człowiek. Że zawsze przychodzi taki moment, że emocjonalne zawieszenie, albo zbytnia trzeźwość umysłu, albo jeszcze rozpacz nie pozwalają na takie podejście do problemu.

Otóż znowu się myliłam. Bo nie znam ludzi, ani ich problemów. A nawet jeśli myślę, że coś tam wiem, to okazuje się, że to kropla w morzu. Wytrwałość niektórych osób na początku traktowałam jako przyzwyczajenie, rutynę a nawet coś w rodzaju głupoty. Bo ile razy można kogoś odtrącić, nawyzywać, obrazić? Ile razy mogę mówić danej osobie, że nie chcę się kontaktować? Zazwyczaj wystarcza jeden raz, no może dwa. Duma pomieszana ze smutkiem, nie pozwala takiemu człowiekowi próbować po raz trzeci.

A przy mnie tkwią tacy ludzie. Szczególnie jedna osoba, która tylko od Boga może czerpać pokłady cierpliwości. Tkwi przy mnie cały czas. Niczym cień. Denerwuje mnie prawie codziennie. I dostaje się jej prawie codziennie. Ale tak naprawdę to bez niej byłoby mi naprawdę źle.

Wracając do filmu… Jedna z ostatnich scen… mała dziewczynka podbiega do starszego człowieka, wskakuje mu na kolana i mocno przytula. Niby nic takiego, ale jednak niesamowite. To dziewczyna, za ocalenie życia której, chciał ów człowiek oddać swoje życie.

Są ludzie na tej ziemi, którzy nie wiedzieć czemu chcą mi pomóc. Szkoda, że ja dopiero po obejrzeniu filmu zaczęłam to dostrzegać.

1 komentarz: