"et cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos" J (8,32)







sobota, 27 marca 2010

Dziś on, jutro ktoś inny…

Pewien pozbawiony nóg człowiek siedział codziennie przed jednym z marketów i się modlił. Miał rentę inwalidzką, nie brakowało mu pieniędzy. Nie żebrał, ale większość myślała że to robi. Kiedy ktoś podchodził do niego on od razu zaznaczał, że niczego nie chce.
Ludzie przyzwyczaili się do widoku beznogiego mężczyzny. Czasami, ktoś na siłę dawał mu pieniądze, czasami coś do jedzenia. Czasem ktoś mu coś ukradł.
Zapytany przez jednego z przechodzących ludzi, dlaczego tak siedzi tu, niczego nie zbiera tylko się modli, odpowiedział:
- Ludzie myślą, że kalece należy współczuć. A ja nie potrzebuję współczucia. Codziennie wracam do domu z nowym pięknym zbiorem, który jest dla mnie cenniejszy od pieniędzy, od jedzenia. Zbieram dla kogoś szczere uśmiechy dobrych ludzi, a w zamian daję im swoją modlitwę.
- Dlaczego pan to robi?
- Kilka lat temu nie zwracałem na nikogo uwagi. Przyjechałem tu jak co tydzień na zakupy. W tym samym miejscu, w którym ja teraz siedzę, siedziała niewidoma kobieta. Denerwowała mnie ale udawałem, że to ja jej nie widzę. Owa kobieta kiedyś mnie zaczepiła i powiedziała żebym się uśmiechnął. Ja odburknąłem, że skoro nie widzi to po co jej mój uśmiech. Ona odpowiedziała, że wyczuwa na odległość dobrych ludzi i że pomodli się za mnie, żebym pewnego dnia sam się przekonał jak wielką radość może dawać życie. Nie rozumiałem o co jej chodziło.
- Dziś, siedzę tu. I zbieram szczere uśmiechy dla tej kobiety.
- Co się z nią stało?
- Kilka miesięcy po mojej rozmowie z tą kobietą miał tu miejsce nieszczęśliwy wypadek. Ta kobieta chciała przedostać się na drugą stronę parkingu. Jadący samochodem człowiek nie zauważył jej. Ona zginęła na miejscu, a on stracił nogi uderzając autem w ścianę.

poniedziałek, 22 marca 2010

Spowiedź

Człowiek po niej czuje się jak w chroniącym go pancerzu, a jednak lekko. Idzie przez most, mocny, druciany, gęsto pleciony. Po bokach poręcze, w plecaku chleb. Idzie przed siebie. Nie patrzy w dół. Nie zawraca.

Radość.

Z czasem czuje obok niej jeszcze jakby siłę, pewność… i czasem patrzy w dół, bo przecież nic mu nie grozi. Most nadal mocny. Nie ma obawy. Można iść dalej.

Ryzyko.

Na chwilę tylko się wychyli, na moment dosłownie. Bo przecież widoki kuszące bardzo. Most jakby już nie z drutu a ze sznurka. Bezpieczny nadal. Ale chwiejny trochę i splot jakby rzadszy, ale nadal idzie przed siebie.

Obawa.

Czy oby nie spadnie, czy ten most go utrzyma, bo teraz to tylko cienkie linki. Już nawet wychylać się nie ma po co, bo widzi wszystko doskonale. W niektórych miejscach linki pozrywane. Myśli o powrocie.

Panika.

Nagle się budzi. Nie może wstać, nie może złapać równowagi. Okazuje się, że to nie mocna druciana sieć, nie sznurek, nie linka, ale pajęczyna. Która rwie się przy każdym gwałtownym ruchu i jednocześnie oplata, ogranicza, dusi.

niedziela, 21 marca 2010

RapTora Tryptyk Wielkanocny

Modlitwa 8.1

Ile razy
omijam Cię
niewidomy jestem
przez chwilę
na Znak Twój
a czasem
po prostu, po ludzku
nieść mi się nie chce …
Przyczyn znajduję
tysiące
dlaczego nie tym razem
i wytłumaczeń
setki
dlaczego nie następnym
i pomysłów
dziesiątki
jak Go nie podnieść
uniknąć
obok przemknąć
niby nie zauważyć
przy okazji kolejnej
jeśli się przydarzy …

Modlitwa 8.2

… ale ja chcę przejrzeć
widzieć
Krzyż Twój
i swój też zobaczyć
Panie
rzuć błotem
w oczy moje
uzdrów
jednym swoim słowem
nogi
co chrome
tylko gdy mają podążać
za Tobą
pomóż mi
zmiażdżyć pychę
co każe wymagać
próżności
nieskończoność …

Modlitwa 8.3

… i cierpliwość miej
Panie
anielską
gdy zamiast Krzyża
drzazgę ledwie
dźwigam
nadludzkim wysiłkiem
gdy z Drogi zbaczam
choć innej nie widzę
gdy Prawdzie zaprzeczam
choć kłamać nie muszę
gdy wątpię w Życie
choć to Ty swoje
dla mnie
poświęciłeś.
Zostań
nie odchodź
Ty wiesz
że wracam
co rok
co miesiąc
ciągle
co chwilę

RapTor

piątek, 19 marca 2010

Prawie zwykły dzień

Przyszła do biura, jak co dzień. Wszystko było jak zazwyczaj. Pół dnia minęło i nic nie wskazywało na to, że druga połowa miałaby być inna.
W pewnym momencie ktoś wysłał maila. Ktoś inny oddzwonił, padły pytania, pierwsze oskarżenia.
Rozpoczęła się wymiana maili. Najpierw do jej wiadomości. Ktoś oskarżał jej pracownika, pośrednio ją. Najpierw ze spokojem starała się wyjaśnić o co chodzi. W międzyczasie kolejne maile, kolejne telefony. Nerwy…
Nie wytrzymała, napisała w końcu. Ona. Niezbyt brutalnie, ale jednak wymierzyła cios.
Cisza… Szok…
Ktoś przerywa mailową polemikę. Ale lawina ruszyła.
Nagle zobaczyła że do biura wchodzą jacyś ludzie i wnoszą szpadle, łopaty. Zaczynają kopać. Nie można się poruszać. Wszędzie doły. Można sobie zrobić krzywdę. - O co chodzi? Co oni robią? – myślała.
Ludzie zaczynają szeptać. Atmosfera jest napięta. Bardzo napięta.
Nawet nie zauważyła kiedy przy jednym z wolnych biurek w jej dziale usiadł jakiś mężczyzna. Wyjął kubek, komputer, jakieś teczki, papiery. Wyjął zdjęcie i postawił na biurku.
Podeszła do niego bo wydał się znajomy.
- Witam, czy my się nie znamy? – zapytała.
- Owszem. Już nie raz mieliśmy okazję się widzieć.
- Przepraszam pana, ale nie wiem co się tu dzieje. Nie rozumiem, dlaczego kopią tu te doły. W końcu to biuro.
- To częste w takich miejscach. Przywykłem. Przyznam, ze świetnie się czuję w takich warunkach. Pani nie?
- Nie. Będzie pan tu pracował? Tu przy tym biurku?
- Mam nadzieję. Z tego co już zdążyłem zaobserwować, to praca idealna.
- Dziwne… a może mi pan przypomnieć gdzie się spotkaliśmy? Jak się pan nazywa?
Nie usłyszała odpowiedzi, bo ktoś odciągnął ją na bok. Szeptał jej coś do ucha. Ona nie spuszczała oczu z mężczyzny, który cały czas na nią patrzył i tajemniczo się uśmiechał. W głowie kłębiło się tysiące myśli. Kim on jest. Dlaczego ci ludzie kopią te doły?
Nagle ją olśniło. Mężczyzna przestał się uśmiechać. Jego twarz miała złowrogi wyraz.
Natychmiast odwróciła się i chciała udać się do osoby ze swojego działu, ale wpadła w dół.
Zanim się z niego się wydostała, w biurze już wszyscy ze wszystkimi walczyli wymieniając maile, szepcząc…
Tajemniczy mężczyzna miał dużo pracy, wprost zasypany był pracą. Z każdą minutą rósł w siłę.
W końcu udało się jej dotrzeć do osoby z jej działu.
- Uspokój się - powiedziała - Nie kierujmy się emocjami. Nie brońmy się i nie atakujmy.
Mężczyzna wstał. Nagle przyszedł kolejny mail, a wraz z nim niepojęta agresja.
- Słuchaj – powiedziała do osoby z działu – Jezus w ciemnicy się nie bronił, nigdy się nie bronił jak odzierali go z godności. Miał z 600 ran. 600!!! Wiesz jak boli 600 ran? Ja nie wiem. Nie zadawajmy mu 601 rany. Przestańmy…
Mężczyzna krzyknął:
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Nie masz aż takiej władzy.
Wiedziała, że nie ma. Napisała przed wyjściem maila, aby załagodzić sytuację.
Przecież to nie ja zaczęłam… pomyślała. Dlaczego czuję się winna….?
Nie miała szans wobec obłudy i hipokryzji innych. Wobec chęci destrukcji.
STOP.
Kolejny prawie zwykły dzień.
Kolejna lekcja pokory.
Ile ich już miała? 100, 200? Może więcej. Dlaczego tak łatwo o nich zapomina?
Ile ran zada jeszcze Jezusowi?
- Przepraszam Cię Panie – powtarzała w myślach jadąc do domu – przepraszam…

Znowu Cię przepraszam…

środa, 17 marca 2010

Przemyślenie 5.

Nie da się…
Nie dam rady…
Nie uda mi się…
Nie mogę, bo…

Bóg nie używa takich sformułowań.

JEMU tylko jest przykro, że mówiąc to wątpię

Że się da…
Że dam radę
Że uda mi się
Że ”wszystko mogę w TYM, który mnie umacnia”

niedziela, 14 marca 2010

Dar

Do trzech mężczyzn podszedł Bóg i powiedział:
- Mam dla każdego z was dar. Jeden złoty, drugi srebrny, a trzeci bezbarwny. Wybierajcie mądrze.
Najszybszy z nich wybrał złoty dar. W środku był złoty zegarek. Mężczyzna uradowany podziękował Bogu – już nigdy się nie spóźnię - stwierdził.
Drugi mężczyzna wybrał srebrny dar. W środku znalazł srebrną łyżkę.
- Srebro szlachetnym jest, i wszystko z takiej łyżki smakować będzie, dziękuję - powiedział.
Ostatniemu przypadł dar bezbarwny. Nieufnie do niego podszedł. Po otwarciu, okazało się, że jest w nim fiolka z wodą.
- Dziękuję Boże, nie wiem co jest w tej fiolce, ale wierzę, że skoro jest od Ciebie to nie przypadkiem właśnie do mnie trafiła.

Bóg podszedł do pierwszego mężczyzny i powiedział:
- Byłeś najszybszy z nich wszystkich, wybrałeś złoto jako miarę swojego szczęścia. To złoto odmierzać będzie czas, którego niewiele ci już zostało.
Do drugiego rzekł:
- Nie łyżka czyni potrawę smaczną a ręka która ją sporządza. Wybrałeś srebro na miarę swej szlachetności. To srebro karmić cię będzie, gdy w swej niedołężności i poniżeniu zależny od innych będziesz.
Trzeciemu zaś powiedział:
- Wahałeś się, ale podszedłeś. W tej fiolce są łzy, których morze jeszcze w swoim życiu wylejesz. Nie na próżno jednak, bo szczere cenną właściwość mają. Potrafią zmiękczyć kamienne serce i rozpuścić beton wokół nóg, co pozwala w końcu zrozumieć, czym jest prawdziwa wolność.

wtorek, 9 marca 2010

Pomyłka?

Otwórz oczy, weź oddech, uspokój się. To nie jest tak, jak myślisz.
Nie patrz na innych. Nie porównuj się. Bądź sobą. Nie goń. Zatrzymaj się.
Uśmiech boli?
Prawda przeszkadza?
Nie bądź kimś, kim nie jesteś.
Wstań.
Nie pytaj ile to kosztuje, bo kosztuje wiele.
Nie pytaj, na kiedy, bo „ w terminie” nie zawsze znaczy "na wczoraj".
Możesz zacząć od nowa, ale nie niszcz tego, co już zostało zrobione.
Nie mów, że nie jesteś dzieckiem, bo jesteś i masz prawo się bać.
Zostań. Dokąd uciekniesz? Będzie Ci łatwiej?
Nie mów, że to farsa. Nie buntuj się. Agresja to nie zbroja, to zatruta strzała wymierzona w ciebie.
Przyjdź. Porozmawiaj ze mną. Potrafię słuchać.
Za dużo wymagam?
Naprawdę uważasz, że się co do ciebie pomyliłem?

niedziela, 7 marca 2010

CAROLL - PIANO 6.



Music by Caroll
Photos by RapTor

czwartek, 4 marca 2010

Szare pudełko

Kiedyś pewna kobieta spotkała przedziwną postać. Nie rozmawiała z nią, ale nie mogła przestać myśleć o tym spotkaniu. Nie bała się, ale czuła jak oblewa ją fala smutku i przygnębienia. Jakaś bliżej nieokreślona więź połączyła ją i tę postać. Poczuła ogromną stratę. Jakby ktoś ją okradł.

Czuła się jak opuszczony ogród. Przysypany liśćmi, których nikt nigdy nie grabił.
Czasem czuła, że liście przysypywane są śnieżnym puchem. Ale ten szarzał.
Liście pod nim gniły. Drzewa umierały.

Z trwogą czekała na moment, w którym śnieg zacznie się topić. A gdy nadszedł, nie pozostawił jej złudzeń… Nic nigdy tu nigdy nie zakwitnie, nie wyda żadnego owocu – pomyślała.

Mijały dni i miesiące. Mijały lata.
Gdy pewnego dnia szła przed siebie, ktoś złapał ją za rękę.
To chyba jest twoje – powiedział, wręczając jej małe szare pudełko.
Zdziwiona kobieta wzięła je do ręki, i łzy pociekły jej po policzkach.
Czasem skradzione rzeczy się znajdują – powiedział – musisz tylko podjąć decyzję, czy nadal tego potrzebujesz…

Kobieta otworzyła pudełko, ale w środku nic nie było.
Nagle jednak oczom jej ukazał się ogród pełen kwiatów, drzewa pełne pąków.
Tak, to kiedyś należało do mnie…dziękuję – powiedziała.
Mężczyzny jednak już nie było.

Pozostawił jej jednak coś, czego naprawdę się nie spodziewała.

W szarym pudełku była skradziona kiedyś …dusza…

poniedziałek, 1 marca 2010

Bez tytułu

Dzisiejszy człowiek pędzi. Ma jednak czas na poranną kawę na BP, ale nie ma czasu na modlitwę.
Ma czas na internetowe wiadomości, ale nie ma czasu na Biblię online.
Gdy Jezus zaprasza go do siebie, on nie ma czasu… bo akurat dziesiąty raz ogląda Władcę Pierścieni.

Często trudno jest zrozumieć, że gdy znajdzie się czas dla Niego, to na wszystko inne też znajdzie się czas…