"et cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos" J (8,32)







wtorek, 28 września 2010

LISTA

Kolejny wieczorny monolog, chociaż wolałby, żeby to była rozmowa. Ale wciąż nie dostaje odpowiedzi … Ciągle ma nadzieję, że On słyszy i wysłucha …

Prosi Boga o siłę. I mądrość. I jeszcze o cierpliwość. I wytrwałość … A tak generalnie prosi Go o to, co zawsze. O pomoc. A najlepiej cud jakiś.

A może to już tyle na co mógł liczyć? Może wykorzystał cały limit jaki mu przysługiwał?

Postanawia zrobić Listę.

Listę cudów.

Skończył studia ze sporymi nadziejami, ale kiedy zaczął pracować, szybko zauważył, że potrzebuje czegoś więcej. Zostawił rodzinny dom, żegnany ojcowskimi przepowiedniami o rychłym powrocie po doznanej porażce.
Nie wrócił. Nie musiał. Znalazł to czego szukał choć to co się stało było nieprawdopodobne. Cud? Wtedy tak nie uważał, ale patrząc dokąd dzisiaj jest doszedł …

Pół roku później rozpoczął swój wielki projekt. Nazwał go „Bez Boga”. Szybko zapomniał za co się na Niego obraził. Przez kilka lat trwania projektu popadł w pracoholizm i utknął w stabilnej, uczuciowej pustce, która dawała złudne poczucie bezpieczeństwa. Mógł tak istnieć znieczulony i przymusowo szczęśliwy. Pewnego dnia, zupełnie nieoczekiwanie, zakończył ten etap. Trudno to wyjaśnić bo przecież nie musiał tego robić. Wtedy też doznał uczucia uwolnienia chociaż sądził, że znalazł prawdziwą wolność. Bardzo spodobał mu się ten stan. Tak bardzo, że obiecał sobie przyjemne i samotne życie bez ograniczających zobowiązań. Kolejny cud, chociaż wcale o niego nie prosił.

Gdy pozorna harmonia zdawała się być niezniszczalna, jej forteca okazała się domkiem z kart. Stracił pracę, dla której poświęcił serce i część zdrowia. Kolejne raty kredytów uwierały jak ostry kamień w mocno zawiązanym na supeł bucie. Gdy stracił to, na co zapracował przez kilka lat, wreszcie ją spotkał. Okazała się być wyjątkową kobietą, trzy miesiące później zgodziła się zostać jego żoną. Doświadczył nieznanego uczucia całkowitej akceptacji. Nikogo i niczego nie musiał udawać.

Znalazł nową pracę. Projekt „Bez Boga” trwał i rozwijał się w najlepsze. Pewnego szczególnego dnia, kiedy Boski Wiatr zamykał Księgę na trumnie Papieża, jednocześnie kruszył następne zatwardziałe serce.

Minęło kilkanaście miesięcy. Zaczął poznawać jak być ojcem, współodpowiedzialnym za nowe życie. Kolejne nowe uczucia, doznania, obawy, wyzwania i radości. Za 10, 20 lat chciałby móc pamiętać i wracać wspomnieniami do tych chwil pełnych dziecięcego uśmiechu słodszego od mlecznej czekolady.

Wszystkie zdarzenia, te istotne i te pozornie mniej, dopiero z perspektywy czasu układają się w logiczną całość, jak pasujące do siebie puzzle. W poczuciu euforycznego szczęścia wydawać by się mogło, że z Bogiem wszystko można zaplanować i realizować. Jednak wtedy może się okazać, że jego plany i plany Pana, po prostu rozmijają się. Przychodzi rozczarowanie wymieszane z zaskoczeniem: zaraz, zaraz, przecież nie tak miało być! O to nie prosił! Równocześnie po cichu, jak złodziej, we wszystko co ważne wkrada się zwątpienie i chęć nieokreślonego buntu …
Teraz dopiero przekonuje się jak trudno jest utrzymać się na Drodze. Jednak cały czas nie zapomina subiektywnie katastrofalnych zdarzeń, które z biegiem czasu obróciły się w coś zupełnie odwrotnego, powtarzalnie cudownego, można powiedzieć. To tak, jakby cuda wymagały Bożego uprawomocnienia po licznych testach wiary i nadziei …

Może właśnie w tym momencie pomyślisz, Szanowny Czytelniku, że tych kilka zdarzeń to nic cudownego, nic ponad zwyczajne życie. Może i tak, ale nie dla niego. Dla niego cuda dzieją się niemal codziennie. Pochyla się ponownie nad Listą i zapełnia ją dalej, za tyle rzeczy codziennie dziękuje …

- spontanicznie zagrana melodia przez żonę na fortepianie
- widok śpiącego dziecka uśmiechającego się przez sen
- bardzo udany dzień w pracy
- gwiaździste niebo widziane w oknie dachowym
- wyjątkowe zdjęcie, którym zatrzymał wyjątkową chwilę
- uczucie, gdy dłoń dziecka zamyka w swojej
- wieczory z żoną, w towarzystwie ulubionych bohaterów odcinkowej komedii
- modlitwa do Boga opisana niezdarnym rymem
- pośredni dotyk dziecka, na którego przyjście trzeba jeszcze chwilę poczekać

A teraz on prosi o kolejny cud.

Może jeszcze go nie ma i będzie musiał jeszcze poczekać …
Może tym razem nie nadejdzie wcale, bo przecież on tak wiele już otrzymał …
Może już nadszedł, a on tego nie zauważa …