"et cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos" J (8,32)







poniedziałek, 24 października 2011

Odkrycie

Ciężkie dni za mną. Co przede mną? Nie wiem. Nadzieję mam, że będzie łatwiej. Tak po ludzku łatwiej. Zaakceptowałam pewne ”rzeczywistości”.
Rzeczywistości.
Ostatnio ktoś mi to wyrażenie przypomniał. Kiedyś w rozmowach padało ono dość często.
Tak jak już napisałam, zaakceptowałam te rzeczywistości. Miesiące długiej wewnętrznej walki. Prawdę mówiąc, to nie miałam wyjścia.
Musiałam, chociaż mam wolną wolę, musiałam. Paradoksalnie zaakceptowanie tych właśnie rzeczywistości mogło być przejawem pewnego uwolnienia.

Poszłam dwa kroki dalej. Pytanie, czy nie o krok za daleko.
Nadepnęłam wężowi na ogon. Ten jeden krok.

I tak zwyczajnie po ludzku boję się. Ale też z drugiej strony nie chcę się wycofywać. Chociaż nie mam skonkretyzowanego celu, tylko jest to jakaś mega abstrakcja, to muszę iść dalej.
Ktoś powie, NIC NIE MUSISZ. Ale ja muszę. I chcę.
Bo jestem już innym człowiekiem niż dwa lata temu. Na szczęście innym niż byłam przed rokiem.

Kocham Jezusa, którego nie raz i nie dwa wyrzucałam do śmieci, bo nie było z Nim tak, jak sobie wymarzyłam.
Jezus, który był moim Panem, wyrzucony do śmieci.
I w takiej zaśmieconej duszy, wysypisku wręcz musiałam znowu Go szukać. I znowu. I po raz kolejny.
Jak już się odnalazł, był blisko. Już nigdy więcej na śmietniku nie wylądował, ale na półkę w zamkniętej szafce. Odłożony na bok. Może się jeszcze przyda kiedyś. Będzie na półce, obok… zamknięty. Nie zgubi się.

Jezus mieszkał na półce. Był zawsze obok..
Nie musiałam go szukać, bo był przecież. Obok.
W moim sercu jest mała szafka, a w niej półeczka a na niej JEZUS.
Mam w sercu Jezusa. Zamkniętego w szafce.

I słyszę, że „chodzi o to żeby wypuścić Jezusa z serca i pozwolić mu działać”.
Szczerze, to mogłam to usłyszeć przynajmniej kilka miesięcy wcześniej. Przecież to OCZYWISTOŚĆ, dla mnie jednak dotąd nieznana.

Wyjdź Panie i działaj.

sobota, 22 października 2011