"et cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos" J (8,32)







niedziela, 11 listopada 2012

3 lampki

Życie jest bez sensu
Bez sensu
Jest
Sił do walki brak
Nie rozumie nikt
Co powiedzieć chcę
Wiele razy już
Próbowałam dać
Jakikolwiek
Zrozumiały znak
Czasu coraz mniej
Już nie spieszę się
Anonimowy ktoś
Przyjacielem jest
Gdy otumaniona
Witam się ze snem
Wiem że jutro przyjdzie
I obudzę się…

wtorek, 9 października 2012

...

- Jezu, co robisz w mojej szafie?
- Szukam wiary.
- Ty szukasz wiary?
- Tak. Okrycie chociaż dobrze skrojone, nie pasuje.
- Dlaczego nie pasuje?
- Bo zamiast mocnych szwów ma fastrygę.

wtorek, 10 kwietnia 2012

...

I spadnie deszcz
oczyści kurz
byś ty człowieku
ujrzeć mógł
niedługi czas
pozostał nam
by uczcić tam rozlaną krew
na rzęsach rosa
przygotuj się
oni to wiedzą
my jeszcze nie
I spadnie deszcz
I wzrośnie źdźbło
niewinna dusza odrodzi się
gdy dziecka płacz
co boli tak
jak łamanego drzewa trzask
przeniknie cię
zrozumiesz że
ona to wie
ty jeszcze nie
I spadnie deszcz
prawdziwych łez
przebity bok
zabliźni się

sobota, 4 lutego 2012

Łzy zamiast słów

(*)





































































































































dla maleńkiej Magdy.

wtorek, 31 stycznia 2012

Parking

Napiszę dziś pewne zdanie, które usłyszałam wczoraj rano przez telefon, od osoby, od której wręcz zażądałam wyciągnięcia mnie z duchowej zapaści…. Znowu. Tak wiem, oddałam koronę, ale został mi diadem…
Wyrwawszy ze snu ową osobę, władczo oznajmiłam w czym problem i powiedzmy „rozkazałam” ewangelizować.
Owa osoba zachwycona pewnie nie była, ale tyle razy słyszałam od niej, że do tego została powołana, więc dałam możliwość wykazania się.
40 minut jęków moich i nie jęków tej osoby na coś jednak się zdało.
Już myślałam o ewangelizacyjnym fiasku, gdy usłyszałam to zdanie:

„Bóg nie wybiera uzdolnionych, tylko uzdalnia wybranych”

I może to zabrzmi mało skromnie – poczułam się bardzo uzdolniona. Naprawdę.

Dziś znowu mam zapaść, bo od kiedy zaczęłam „nowe życie” to choruję bez przerwy i dostałam bonus w postaci zapalenia spojówek.

Ale świat się jednak nie kończy (rano myślałam inaczej). Nie, nie kończy się. Zrozumiałam to jak chcąc zaparkować pod kliniką, gdzie NIGDY nie ma miejsc – jedno (blisko wejścia) zwolniło się akurat kiedy podjechałam.

I taka mnie naszła refleksja, że gdy KTOŚ załatwia mi bardzo dobre miejsce, to nie ma opcji żeby mój świat się kończył.

wtorek, 24 stycznia 2012

Abdykacja

Oddałam koronę. Tęsknię za nią. Jest mi bez niej nie tyle źle, co dziwnie lekko. Inaczej.
Przyzwyczaję się? Mam nadzieję. Już raz oddałam koronę i szybko wróciła na moją głowę.
Najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że ta korona pomimo że oddana, jest cały czas na widoku. Na wyciągnięcie ręki. Ba… czasem nawet jest w ręku.
Jest taki jeden „lojalny poddany”. Nosi za mną tę koronę, wpycha do ręki, rzuca pod nogi. Raz się o nią potknęłam i upadłam. „poddany” momentalnie wbił mi ją na głowę. „Królowa wróciła” – rzekł i pokłonił się nisko. Tak, pokłonił się. Zapytał co może dla mnie zrobić, jakie mam zachcianki. Bez tej korony na mojej głowie nie mógł mi służyć, bo takiego sługi nie potrzebowałam…
Ta jego służalczość była bardzo wygodna. Ale przecież nie ma nic za darmo. Raz przyszedł i powiedział, że jest głodny. Innym razem, że spragniony. Przychodził po wiele rzeczy. Najgorsze było jednak, jak przyszedł i powiedział, że jest samotny. Chciał być ze mną non stop. Jego prośby zamieniały się w rozkazy. Ja zmęczona tym jękiem ulegałam. Aż pewnego dnia zapytał, czy nie boli mnie głowa od tej korony. Miał rację, bolała strasznie. Bolało wszystko. Powiedział, że może mi pomóc…
Nawet nie wiem kiedy moja korona znalazła się na jego głowie. Nawet nie wiem kiedy usłyszałam, że teraz ja służę jemu.


Kilka dni temu świadomie abdykowałam. Ponownie. Oddałam koronę i tron komuś, kto lepiej będzie rządził moim światem.
I chociaż „lojalnych poddanych” jest jakby więcej, ufam, że mój Pan nie pozwoli mi poczuć się samotną.