Jestem jak ono. Jestem jak dziecko, które boi się nieokreślonego hałasu w nocy. Hałasu, którego nikt inny nie słyszał. Który to hałas nikogo nie obudził. A przecież był. Straszny.
Jestem jak trochę starsze dziecko, które szuka potwierdzenia, źródła tego hałasu. Pyta dorosłych.
Jestem dorosła.
Już dawno przestałam wierzyć w przypadki. Równie dawno moja racjonalność została rozmyta, przez jakąś większą ulewę…łez.
I nie wiem już. Nic. A wydaje mi się czasem, że coś wiem. Że jakąś tajemnicą jestem owiana.
Słyszę czasem jak serce mi bije i mówi :czekaj, czekaj, czekaj.
Czekam więc.
Zawsze noszę przy sobie małą niebieską książeczkę. Dostałam ją kiedyś. Taki życiowy poradnik. Nie bardzo rozumiem jego treść, ale czytam czasem. I dalej nic nie wiem.
Czekaj, czekaj, czekaj. Oddycham.
I dziś w niej przeczytałam: „Niech więc uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych. A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny”. (1 Kor 4,1-3).
Trwaj, trwaj, trwaj . Ufam.
Chociaż nie rozumiem. Znowu.
Ucisk w mostku znajomy.
„Panie nie jestem godzien abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo… „
Wstań, wstań, wstań. Żyję.
środa, 27 lipca 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)