"et cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos" J (8,32)







niedziela, 28 lutego 2010

60 minut

Dziś w ciągu jednej godziny dane mi było zachwycić się, wzruszyć, zastanowić nad sobą, zaśmiać się, ofiarować coś, zyskać coś, spotkać kogoś, zaśpiewać, podać komuś rękę, uśmiechnąć się i po raz pierwszy uczestniczyć w czymś ważnym… Nie udawać, być sobą, mieć radość w sercu, uwierzyć, otworzyć się, dowiedzieć się ile jest schodów na ołtarzu…
W ciągu tej jednej godziny dane mi było w końcu zrozumieć, po co właściwie wyszłam z domu…

sobota, 27 lutego 2010

Gnejs

Skała pochodzenia metamorficznego. W klimacie umiarkowanym z jej zwietrzeliny powstają dość żyzne gleby brunatnoziemne. Poziom próchniczy jest wyraźnie wykształcony, co pozwala na stworzenie korzystnych warunków dla rozwoju systemu korzeniowego roślin.

;)

wtorek, 23 lutego 2010

Modlitwa RapTora 5.

Nie uciekaj ode mnie
zaczekaj ....
a może to ja
w przeciwną stronę
biegnę ....?

Wejrzyj w moją duszę
ułomną
słabości, lęki i wiarę
kaleką
bądź gdzieś blisko
mimo wszystko
nie uciekaj zbyt daleko

RapTor

poniedziałek, 22 lutego 2010

Rozmowa 6.

- Starcze poczekaj proszę! Dokąd idziesz?
- Idę przed siebie i czegoś szukam.
- Czego szukasz?
- Tego co ty.
- A czego ja szukam?
- Domu.
- Ale ja wiem, gdzie jest mój dom.
- Czyżby? A co tu robisz?
- Właściwie nie wiem. Wiesz jak się stąd wydostać?
- Widzisz, na początku jak tu trafiasz, to wszystko wydaje się być w porządku. Wydaje ci się, że to jakaś przygoda, z której wrócisz wzmocniony. I wielu się to udaje, bo idą w dobrym kierunku. Ale są tacy jak ja, i prawdopodobnie ty, którzy myśleli, że wiedzą gdzie jest ich dom i niestety zaczęli błądzić.
- Długo tu jesteś?
- Nie wiem, chyba całe życie.
- Prosiłeś o pomoc?
- Wiele razy.
- I co?
- Zawsze wiedziałem lepiej, co dla mnie dobre. Nie słuchałem innych. Teraz to jest moje życie. Przyzwyczaiłem się.
- Co ja mam zrobić? Nie chcę żyć tak jak ty.
- Nie mam powodu żeby ci pomóc, ale też nie mam go, by ci nie pomagać. Dam ci tylko jedną radę, którą usłyszałem tu od pierwszego napotkanego człowieka. Zrobisz z nią, co zechcesz.
- Powiedz proszę, bardzo chcę wrócić do domu.
- Posłuchaj, nigdy nie obrażaj się na Boga. On nie ma cię za co przepraszać.

czwartek, 18 lutego 2010

Ona

Szła do przodu. Czasem biegła. Nie patrząc na nic. Kiedyś chciała wspinać się po szczeblach drabiny. Okazało się jednak, że to za duży wysiłek. Za duży ból przy upadku. Za duży tłok. Ktoś ciągle deptał po palcach zamiast zrobić trochę miejsca.

Zeszła. Może spadła. Teraz idzie dłuższą drogą. Myślała, że będzie łatwiej, ale mylila się. Nie szła sama, bo z tego się już wyleczyła. Chociaż czasem miała ochotę zniknąć. Czasem żałowała, że ktoś wie…

Ostatnio idzie na siłę. Wie, że jak obejrzy się za siebie, to się zatrzyma. Czuje, że przed czymś ucieka.
Jest inaczej niż dotychczas. Spokojniej chyba.
Granica między tym, co przed nią a tym, co za nią zatarła się.
Ktoś powiedział jej, że jest na dobrej, bo Jezusowej drodze i że „wesołego miasteczka nie było” przecież…
No tak, nie było.

Ale ona myślała, że wyrosną jej skrzydła…. Że jej oczy będą miały kolor nieba.

Przyszło zwątpienie.
Nie miała już przecież 15 lat. Powinna zrozumieć pewne rzeczy. Chciała to pojąć.
Nie składała już żadnych obietnic.

Patrzyła, ale nie widziała. Słuchała, ale nie słyszała.
Ale coś jednak do niej dotarło, gdy pewien człowiek powiedział jej, że ona „powoli przestaje wierzyć, że to ma być coś nadzwyczajnego a zaczyna dostrzegać fakt, że Jezus to codzienność”.

wtorek, 16 lutego 2010

Przemyślenie 4.

Wiara to trudna sprawa. Czasem naprawdę nie wiem, o co w niej chodzi. Czasem wydaje mi się, że mnie to wszystko przerasta. Pojawiła się nawet taka myśl, że ateistom jest łatwiej.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że „nie ma być łatwiej, ale prawdziwie”. No tak. Prawda.
Ostatnio w rozmowie z pewną osobą stwierdziłam, że ja zawsze wierzyłam i nie trzeba było mnie nawracać. Byłam tylko trochę dalej od Jezusa. W odpowiedzi usłyszałam od mojego rozmówcy, który cały nim żyje, że on nawraca się codziennie.
Jak to? Przecież on nie musi. Skoro jest blisko.
Jakość mojej wiary, modlitw, miłości do Boga uległa deprecjacji. Inni robią to częściej, lepiej, mocniej wierzą.

I co z tego wynika? Kompleks słabej wiary?… Brzmi absurdalnie.

Skoro naprawdę jestem, naprawdę oddycham i funkcjonuję w społeczeństwie, to mogę też wierzyć naprawdę, modlić się naprawdę.

Myśl Ojca Pio na 16 lutego mówi, że:

„Wszystkie modlitwy są dobre, kiedy towarzyszy im właściwa intencja i dobra wola”

Akurat dziś… akurat ta myśl….

niedziela, 14 lutego 2010

Rozmowa 5.

Wczoraj przyszedł do mnie Smutek i się uśmiechnął.
- Wszystko jest tak jak powinno być – powiedział – Wszystko…
Dziś przyszedł znowu i przyprowadził kolegę Zwątpienie.
- Po co przyszliście?
- Pokazać Ci kogoś.
- Kogo takiego?
- Kogoś, kto ma już radość w sercu.
- Ale nikogo tu nie ma oprócz … mnie …

piątek, 12 lutego 2010

Modlitwa RapTora 9.

Zamykam dzień
kolejny
zwyczajny
nieszczególny
Ile ran dziś Tobie zadałem
kiedy swój krzyż
niewygodny
odstawiałem
ukradkiem?
I wyrzekałem się Ciebie
wielokrotnie
w końcu obudzony
z letargu
zapierając się po trzykroć
Ile razy
od braci tych najmniejszych
odwróciłem się na pięcie
umyślnie wzrok przenosząc
nad sercami
co czekały w potrzebie?
Albo zwątpieniem w Ciebie
każdym
ciernie wciskałem
jeszcze głębiej …
Na koniec dnia
klęcząc wieczornie
błagam Cię
ponownie
jutro
uwierzę w Ciebie
bardziej
mocniej
i w kieszeń schowam
głęboko
swoją dłoń
Tomaszową

RapTor

czwartek, 11 lutego 2010

Wszystkiego prawdziwego

Komuś, Kto kiedyś znalazł czas…
Żeby usunąć zadry i oczyścić zaśmieconą duszę
Zawsze … ale szczególnie dziś
Wszystkiego prawdziwego…



Music by Caroll
Photos by RapTor

wtorek, 9 lutego 2010

Kamień

Silny mężczyzna, piękna kobieta, niewinne dziecko i niedołężny starzec dostali od Boga zadanie do wykonania.
Mieli spośród setek kamieni wybrać po jednym, który mógłby się im najbardziej przydać.
Kamienie były różnej wielkości, od maleńkich po ogromne głazy.

Pierwszy wyboru dokonał mężczyzna. Znalazł duży głaz, który z jednej strony miał ostre zakończenie.
Kobieta długo nie mogła się zdecydować. Przebierała, oglądała, aż w końcu zdecydowała się na błyszczący płaski kamień z otworem.
Trzecie wyboru dokonało dziecko i wybrało okrągły, kolorowy kamyk.
Starzec jako ostatni wybrał dla siebie ziarno żwiru.

Po wykonaniu zadania Bóg zapytał każdego po kolei, dlaczego wybrali właśnie takie kamienie.

Mężczyzna odparł, że taki kamień pozwoli mu się obronić przed innymi. Bóg zdziwił się i zapytał - przed kim chcesz się bronić? Przed dzieckiem, starcem, czy kobietą? Czy nie stworzyłem cię dość silnego żebyś mógł obronić nie tylko siebie, ale i pozostałych? Weź ten kamień i odejdź.

Kobieta odpowiedziała, że z wybranego kamienia zrobi sobie ozdobę. Bóg zdziwił się i zapytał: czy nie dość piękną cię stworzyłem, byś nie musiała się przyozdabiać? Weź ten kamień i odejdź.

Dziecko powiedziało, że kolorowy kamień jest jak piłka, uradowane za niego podziękowało i chciało się ze wszystkimi bawić..
- Dobrze – powiedział Bóg i w zamian dał dziecku prawdziwą piłkę - Zostań i baw się.

Na koniec zapytał starca, a ten MU odpowiedział:
Panie Boże, moja wędrówka dobiega końca. Całe życie grzeszyłem, i bardzo tego żałuję. Kiedyś byłem piękny, młody i silny. Najważniejsze były dla mnie pieniądze i władza. To sprawiło, że stałem się próżnym i niewdzięcznym człowiekiem. Za swoje uczynki powinienem dźwigać na plecach największy głaz, ale wiem, że go nie uniosę, bo siły mam mniej niż to dziecko. Wybrałem to ziarno żwiru, bo wierzę, że odpuścisz mi to, co kiedyś uczyniłem i zamienisz w ten właśnie żwir.
- Dobrze - powiedział Bóg i odpuścił starcowi grzechy w zamian za ziarno żwiru – Zostań i niech raduje się twoja dusza.

niedziela, 7 lutego 2010

Łucznik KL 86

Pięć dekad temu, na skrzypiącym krześle siedziała kobieta. Patrzyła na swój skarb.
Była to piękna, czarna, zdobiona złotym motywem łucznika, maszyna do szycia. Owa maszyna pozwalała kobiecie na bardzo skromne utrzymanie jej i jej trójki dzieci. W ciągu dnia kobieta nie miała czasu szyć, więc robiła to nocami. Dziękowała Bogu, że obdarzył ją dobrym wzrokiem i siłą. Często bowiem nie miała co jeść, wszystko oddając swoim dzieciom.
Nawet lubiła te noce z jej turkotem. Mogła rozmyślać o tym co było, o tych co odeszli …

W czasie wojny podczas ataku bombowego straciła córeczkę. Ona sama zaś leżała dwa dni nieprzytomna między innymi ciałami, zanim ktoś zwrócił uwagę, że ona jednak żyje. Nie dawano jej szans na powrót do zdrowia. Pół roku leżała sparaliżowana, zależna od innych.

Ale zdarzył się cud i przyszedł dzień, w którym sama, o własnych siłach mogła przejść kilka kroków.

I tak noc w noc kobieta dzieliła się wspomnieniami ze swoją maszyną do szycia.

Ta smutna historia ma dobre zakończenie. Kobiecie tej dane było przeżyć prawie sto lat w dobrym zdrowiu. Dane jej było poznać swoje wnuki, prawnuki i praprawnuki.

Dziś serce tej maszyny jest u mnie w domu. Wszystko działa, jest nawet igła i kawałek białej nitki.
To pamiątka, która przypomina mi, że każde istnienie ludzkie to cud. I kiedy Bóg ma dla nas plan, to choćby nas z martwymi pogrzebano - nie umrzemy. Cierpienie ludzkie nie jest bez sensu.

Bezustannie poszukujemy dowodów, cudów, potwierdzeń. Czasem wystarczy posłuchać prawdziwej historii Łucznika…

sobota, 6 lutego 2010

CAROLL - PIANO 4.



Music by Caroll
Photos by RapTor

Klepsydra

Pewnego dnia młoda dziewczyna postanowiła zmienić swoje życie. Chociaż może świat jej się nie zawalił, to jednak pragnęła sama zacząć wszystko od nowa. Obmyśliła plan działania. Miała cel – chciała odnieść sukces.

Czy się bała? Tak bała się. Ale już za długo czuła się jak ziarno piasku w klepsydrze, zamknięte, ograniczone, częściej w bezruchu niż w ruchu, przytłoczone innymi. Czasem udało się jej być na wierzchu, ale nigdy nie trwało to długo, ponieważ ktoś klepsydrę przekręcał i osiągała dno, przygnieciona pozostałymi ziarnami.
Kiedyś przecież była tym ziarnem, które zanim zamknięto, gdzieś z miliardami innych, nieograniczone, przemieszczane wiatrem było.
A przecież chodzi o to żeby być WOLNYM i móc swobodnie oddychać.
I jak już prawie dotarła do celu, zobaczyła to czego chciała dla siebie. Z przerażeniem stwierdziła, że to nie jest to. Na szczęście cienka warstwa szkła nie pozwalała iść dalej. Dopiero w tym momencie zawalił się jej świat. Nie powiódł się jej plan.

- „Pan nie powołuje nas do sukcesu, ale do wierności…” usłyszała od ziarna obok – każde z nas odgrywa tu jakąś rolę i każde z nas pojmuje to dopiero tu, przy tej szklanej ścianie.

piątek, 5 lutego 2010

Rozmowa 4.

- Wiesz, nigdy nie wierzyłem w to, że mogę mieć prawdziwych przyjaciół.
- Dlaczego?
- Może nie potrafiłem zaufać, może to ludzie mi nie ufali…
- Wierzysz, że ja jestem twoim prawdziwym przyjacielem?
- Nie wiem, nawet nie potrafię stwierdzić jak długo się znamy.
- Ja cię znam od zawsze.
- No właśnie. A ja nawet nie pamiętam jak masz na imię.
- Kiedyś wróci ci pamięć.
- Może…Skąd wiedziałeś, kiedy upadałem?
- Wiedziałem, bo wtedy czułem jakby mnie przebijano gwoździem…
- A skąd wiedziałeś, kiedy miałem wszystkiego dość?
- Wiedziałem, bo wtedy czułem jakby cierń wbijał mi się w skroń…
- A skąd wiedziałeś, kiedy ktoś inny mnie kaleczył?
- Każde takie zranienie było jak kropla octu na spękane usta.
- Dlaczego ciągle mi pomagałeś?
- Bo jesteś dla mnie bardzo ważny.
- A jeśli chciałbym zostać SAM, zostawiłbyś mnie?
- Ja nie zostawiam, to ludzie się ode mnie odchodzą.
- Dlaczego czuję się teraz, jakbym wrócił do domu z męczącej wyprawy?
- Bo właśnie z niej wróciłeś.
- Witaj JEZU.
- Witaj synu.

czwartek, 4 lutego 2010

Modlitwa RapTora 2.

Oczy otwarte pomóż otworzyć mi
Drogowskazów wbij tysiące
Wzdłuż Twojej drogi
I pochodnie płonące
Wiecznie ...
Bo zejść z niej nie chcę
Chociaż często
Pójście na skróty
Zalotnie kusi mnie

RapTor

Tunel

Pewien człowiek miał przed sobą długą, trudną drogę. Wiodła raz pod górę, innym razem trzeba było zejść stromym zboczem. Wiele razy zastanawiał się jak ją sobie skrócić. Szedł już przecież sześć dni.
Siódmego dnia człowiek postanowił odpocząć. Zaczął rozmyślać i nagle usłyszał pytanie:

-Widzisz to wejście tam w dole?
- Tak widzę, kim jesteś?
- Nie ważne, kim jestem, ale powiedzmy, że jestem twoją Pokusą. Może jakbyś tam wszedł to skróciłbyś sobie drogę.
- Dziś nie mam siły, chcę odpocząć. Zresztą w górach szybko robi się ciemno, zanim tam zejdę, nic już nie będzie widać.
- Wiesz, może warto jednak spróbować. Za kilka godzin być może byłbyś na miejscu.

Człowiek zastanowił się przez chwilę. Może ta Pokusa ma rację.
Znajdę jeszcze trochę siły – pomyślał…

- Dobrze, zatem pójdę tym tunelem- powiedział człowiek. Mam małą latarkę. Tunelem łatwiej iść. Szybko przejdę.
- Chodź – powiedziała Pokusa, będę ci towarzyszyła do pewnego momentu. Potem przekażę cię mojej siostrze. Ona się tobą zajmie.

Zbocze nie okazało się bardzo strome, człowiek nie czuł się już taki samotny. Niezwykle szybko udało mu się dotrzeć do tajemniczego wejścia.
Zatrzymał się przez chwilę, bo poczuł obawę, ale nie wypadało teraz rezygnować. Zapalił latarkę i ruszył przed siebie.

- Idź cały czas przed siebie. Spotkasz tam moją siostrę. Ja muszę zostać, tu moja rola się kończy.
- Dobrze. Będzie wiedziała że przyjdę? Pewnie czeka przy wyjściu z tunelu?
- Wierz mi ona już wie i czeka.

Pokusa znikła. Człowiek wszedł do środka. Szedł długo, ale nie widział końca. Dziwny ten tunel – pomyślał. Skręcał już kilka razy. Wyjścia nie było.

- Witaj.
- Ty jesteś siostrą Pokusy?
- Tak.
- Miałaś czekać na końcu tunelu, ale chyba się zgubiłem. Dobrze, że mnie znalazłaś.
- Kto ci powiedział, że to tunel?
- Gdzie ja jestem? Kim jesteś? – zapytał przerażony.

- Jesteś w labiryncie. A moje imię to … Pycha.

środa, 3 lutego 2010

Rozmowa 3.

- Dlaczego jesteś smutny?
- Wiesz, dzisiaj nikt nie chciał chwycić mnie za rękę. Próbowałem trzy razy.
Najpierw byłem małym dzieckiem, które wyciągało rączkę do mamy, bo chciało się bawić. Usłyszałem słodkie „teraz nie mam czasu kochanie, idź się SAMO pobaw”. Potem byłem żebrakiem na ulicy, który wyciąga rękę do bogacza. Ale dostałem tylko szydercze spojrzenie. Na koniec, byłem księdzem na ambonie, który mówił do pełnego ludzi kościoła, ale jak wyciągnąłem rękę ze SŁOWEM, nikt tak naprawdę nie chciał mnie słuchać.
- Co teraz zrobisz?
- To samo. Znowu będę tym dzieckiem, żebrakiem, księdzem. Mogę być każdym, kto tego zapragnie.
- Jak CIĘ poznam?
- Po wyciągniętej ręce.

Historia pewnej kobiety

W sercu dużego miasta, na zakorkowanej drodze, w brudnym samochodzie siedziała kobieta. Wszystko układało się źle.
Zmęczona chciała uciec od tego, co ją otacza. Unieść się ponad to wszystko i lecieć w nieznane. To senne marzenie przerwane zostało nagłą myślą o tym, co jest. Przecież to jej życie, do tego jest przyzwyczajona, tak jest dobrze. Byleby nie było gorzej.
Ale jednak coś ją zastanowiło. Czegoś w tym zapełnionym co do minuty życiu brakowało. Czego?
Jak może brakować czegoś, czego się nie zna?- Pomyślała.

I żyła tak kolejne dni, tygodnie, miesiące, aż znowu przybita korkiem w tym samym miejscu napełniła się agresją i zazdrością. Inni tak nie muszą, inni mają wszystko, albo więcej… Ta pogoń negatywnych myśli utwierdziła ową kobietę w tym, że jest bardzo nieszczęśliwa.

I żyła ta kobieta przepełniona wewnętrzną agresją i pretensjami do świata kolejne dni, tygodnie miesiące. Stan, w jakim była zaczynał dotykać otoczenie. Gdzie się nie pojawiła, siała niepokój i poczucie beznadziei…. Widziała, że krzywdzi innych, ale nie miało to już znaczenia.
Czasem wysyłała krótkie sygnały SOS, ale zdawało się, że nikt ich nie odczytuje.
Czuła się SAMA. Sama wśród tłumu.

Dziwiła się, gdy na jej drodze pojawiali się ludzie, którzy zaczęli jej dawać do myślenia.
Ktoś namówił ją żeby spróbowała zrobić coś ze swoim życiem.
Wystarczyło wysłać jednego smsa...

W sercu dużego miasta, na zakorkowanej drodze, w brudnym samochodzie siedziała kobieta. I chociaż wszystko wydawało się układać źle, ona wiedziała, że chce się zmienić. Umawiając się na szczerą rozmowę o swoim życiu, pierwszy raz od wielu dni szczerze się uśmiechnęła.

Mijały kolejne miesiące. Kobieta nadal stała w tym samym korku, w tym samym samochodzie. Ale wiedziała, że wokół siebie ma setki osób, stojących w tymże korku, wiedziała, że ma rodzinę i przyjaciół, JEGO.

Że nie jest SAMA.
Dowiedziała się też, czego zawsze tak jej brakowało. Bez czego dziś nie potrafiłaby żyć.
Coś, co spłycone, było tylko krótkim wyrazem.

Kiedyś WIARA była dla niej tylko ciągiem pięciu liter.
Dziś WIARA to ciąg dni, miesięcy i lat wypełnionych prawdą.

wtorek, 2 lutego 2010

Modlitwa RapTora 3.

Od labiryntu zakamarków
Ułomnych słabości
Uchroń mnie Panie
Czasem
Chcę stchórzyć
Szukam bocznych drzwi
I marzę
Żebyś nie widział
Jak uciekam
Zbyt wiele gładkich dróg
i szerokich autostrad
Co kończą się ślepo ……

RapTor

Szuflada

W ciemnym pokoju stała komoda. Ciężka, drewniana, bardzo stara. Gdzieniegdzie spróchniała, w innych miejscach zniszczona przez korniki. Pomimo kilkudziesięciu lat obecności w tym pokoju nadal była wspaniałym meblem, który bezpiecznie przechowywał powierzone mu rzeczy.
Komoda miała jedną małą szufladę, zamykaną na klucz. Klucz dawno zagubiono i nikt nie wiedział, co kryje się w jej wnętrzu.
Pewnego dnia przyszedł człowiek i postanowił na siłę otworzyć szufladę, bo był ciekaw.
Komoda broniła tej szuflady, wbijała zadry, ale człowiek był silniejszy. Wyłamał zamek, zniszczył szufladę, ale w końcu ją otworzył.
Satysfakcja, jaką poczuł natychmiast przerodziła się w rozczarowanie. W szufladzie nie było nic…
Kiedyś w tym ciemnym pokoju stała komoda. Ciężka, drewniana, bardzo stara. Kiedyś na środku miała małą szufladę, ale ciekawy człowiek ją wyłamał. Nikt już nie chciał zniszczonej komody, więc zastąpioną ją nową. Starą wyrzucono na śmietnik.
Znalazł ją inny człowiek. Pomyślał, jaka piękna komoda…Prawdziwy skarb.
Zabrał komodę do siebie, wypolerował na zewnątrz, wyczyścił w środku. Miejsce po wyłamanej szufladzie przetarł papierem ściernym, bo było tam mnóstwo zadr. Na koniec polakierował.
Komoda lśniła i wydawała się nie pamiętać bólu, jakiego doznała w przeszłości.

Ciekawość ludzka to niszczycielska siła.

Czasem coś, co dla jednego jest śmieciem, dla innego będzie dobrem.
Z ludźmi jest podobnie. Nawet ci ze zniszczoną przez zło i zaśmieconą duszą mogą spotkać kogoś, kto będzie ją oczyszczał

śmieć po śmieciu…

grzech po grzechu…

poniedziałek, 1 lutego 2010

Powód

Nie mieć go, by się z NIM nie spotkać i zwątpieniu się przyglądać.
Nie mieć, by nie uwierzyć w końcu, że otworzyć oczy warto.
W końcu nie mieć go, by nie oddychać, nie patrzeć, nie słuchać…
Nie mieć go, by samolubnym nie być codziennie.
Nie mieć go, by z pychą się nie zaprzyjaźnić.
Nie mieć go, by się nie zbliżać do drzwi JEGO, kiedy na oścież są otwarte.
Nie mieć go, by nie znaleźć tego, co dziś w nas jest prawdziwe…

Niezwykłe