"et cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos" J (8,32)







wtorek, 24 stycznia 2012

Abdykacja

Oddałam koronę. Tęsknię za nią. Jest mi bez niej nie tyle źle, co dziwnie lekko. Inaczej.
Przyzwyczaję się? Mam nadzieję. Już raz oddałam koronę i szybko wróciła na moją głowę.
Najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że ta korona pomimo że oddana, jest cały czas na widoku. Na wyciągnięcie ręki. Ba… czasem nawet jest w ręku.
Jest taki jeden „lojalny poddany”. Nosi za mną tę koronę, wpycha do ręki, rzuca pod nogi. Raz się o nią potknęłam i upadłam. „poddany” momentalnie wbił mi ją na głowę. „Królowa wróciła” – rzekł i pokłonił się nisko. Tak, pokłonił się. Zapytał co może dla mnie zrobić, jakie mam zachcianki. Bez tej korony na mojej głowie nie mógł mi służyć, bo takiego sługi nie potrzebowałam…
Ta jego służalczość była bardzo wygodna. Ale przecież nie ma nic za darmo. Raz przyszedł i powiedział, że jest głodny. Innym razem, że spragniony. Przychodził po wiele rzeczy. Najgorsze było jednak, jak przyszedł i powiedział, że jest samotny. Chciał być ze mną non stop. Jego prośby zamieniały się w rozkazy. Ja zmęczona tym jękiem ulegałam. Aż pewnego dnia zapytał, czy nie boli mnie głowa od tej korony. Miał rację, bolała strasznie. Bolało wszystko. Powiedział, że może mi pomóc…
Nawet nie wiem kiedy moja korona znalazła się na jego głowie. Nawet nie wiem kiedy usłyszałam, że teraz ja służę jemu.


Kilka dni temu świadomie abdykowałam. Ponownie. Oddałam koronę i tron komuś, kto lepiej będzie rządził moim światem.
I chociaż „lojalnych poddanych” jest jakby więcej, ufam, że mój Pan nie pozwoli mi poczuć się samotną.

1 komentarz: