"et cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos" J (8,32)







piątek, 19 marca 2010

Prawie zwykły dzień

Przyszła do biura, jak co dzień. Wszystko było jak zazwyczaj. Pół dnia minęło i nic nie wskazywało na to, że druga połowa miałaby być inna.
W pewnym momencie ktoś wysłał maila. Ktoś inny oddzwonił, padły pytania, pierwsze oskarżenia.
Rozpoczęła się wymiana maili. Najpierw do jej wiadomości. Ktoś oskarżał jej pracownika, pośrednio ją. Najpierw ze spokojem starała się wyjaśnić o co chodzi. W międzyczasie kolejne maile, kolejne telefony. Nerwy…
Nie wytrzymała, napisała w końcu. Ona. Niezbyt brutalnie, ale jednak wymierzyła cios.
Cisza… Szok…
Ktoś przerywa mailową polemikę. Ale lawina ruszyła.
Nagle zobaczyła że do biura wchodzą jacyś ludzie i wnoszą szpadle, łopaty. Zaczynają kopać. Nie można się poruszać. Wszędzie doły. Można sobie zrobić krzywdę. - O co chodzi? Co oni robią? – myślała.
Ludzie zaczynają szeptać. Atmosfera jest napięta. Bardzo napięta.
Nawet nie zauważyła kiedy przy jednym z wolnych biurek w jej dziale usiadł jakiś mężczyzna. Wyjął kubek, komputer, jakieś teczki, papiery. Wyjął zdjęcie i postawił na biurku.
Podeszła do niego bo wydał się znajomy.
- Witam, czy my się nie znamy? – zapytała.
- Owszem. Już nie raz mieliśmy okazję się widzieć.
- Przepraszam pana, ale nie wiem co się tu dzieje. Nie rozumiem, dlaczego kopią tu te doły. W końcu to biuro.
- To częste w takich miejscach. Przywykłem. Przyznam, ze świetnie się czuję w takich warunkach. Pani nie?
- Nie. Będzie pan tu pracował? Tu przy tym biurku?
- Mam nadzieję. Z tego co już zdążyłem zaobserwować, to praca idealna.
- Dziwne… a może mi pan przypomnieć gdzie się spotkaliśmy? Jak się pan nazywa?
Nie usłyszała odpowiedzi, bo ktoś odciągnął ją na bok. Szeptał jej coś do ucha. Ona nie spuszczała oczu z mężczyzny, który cały czas na nią patrzył i tajemniczo się uśmiechał. W głowie kłębiło się tysiące myśli. Kim on jest. Dlaczego ci ludzie kopią te doły?
Nagle ją olśniło. Mężczyzna przestał się uśmiechać. Jego twarz miała złowrogi wyraz.
Natychmiast odwróciła się i chciała udać się do osoby ze swojego działu, ale wpadła w dół.
Zanim się z niego się wydostała, w biurze już wszyscy ze wszystkimi walczyli wymieniając maile, szepcząc…
Tajemniczy mężczyzna miał dużo pracy, wprost zasypany był pracą. Z każdą minutą rósł w siłę.
W końcu udało się jej dotrzeć do osoby z jej działu.
- Uspokój się - powiedziała - Nie kierujmy się emocjami. Nie brońmy się i nie atakujmy.
Mężczyzna wstał. Nagle przyszedł kolejny mail, a wraz z nim niepojęta agresja.
- Słuchaj – powiedziała do osoby z działu – Jezus w ciemnicy się nie bronił, nigdy się nie bronił jak odzierali go z godności. Miał z 600 ran. 600!!! Wiesz jak boli 600 ran? Ja nie wiem. Nie zadawajmy mu 601 rany. Przestańmy…
Mężczyzna krzyknął:
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Nie masz aż takiej władzy.
Wiedziała, że nie ma. Napisała przed wyjściem maila, aby załagodzić sytuację.
Przecież to nie ja zaczęłam… pomyślała. Dlaczego czuję się winna….?
Nie miała szans wobec obłudy i hipokryzji innych. Wobec chęci destrukcji.
STOP.
Kolejny prawie zwykły dzień.
Kolejna lekcja pokory.
Ile ich już miała? 100, 200? Może więcej. Dlaczego tak łatwo o nich zapomina?
Ile ran zada jeszcze Jezusowi?
- Przepraszam Cię Panie – powtarzała w myślach jadąc do domu – przepraszam…

Znowu Cię przepraszam…

2 komentarze:

  1. "Tajemniczy mężczyzna" codziennie próbuje swoich sztuczek...codziennie próbuje przejąc nad nami władzę. Najważniejsze to w porę rozpoznac jego manipulacje i nie pozwolic mu zawładnąc naszym zyciem.

    PAN dopuszcza te wszystkie trudne dni, sytuacje, niełatwe wybory, by nas czegoś nauczyc. "Lekcje pokory" są nam potrzebne... Umiejętnośc wyciągania właściwych wniosków - to coś czego uczymy się każdego dnia.

    Świetny tekst.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Twoje teksty! :)
    Jak gramy w jednej drużynie z Jezusem, to złego zawsze można wykurzyć!
    Bóg wie, że jesteśmy słabi...

    OdpowiedzUsuń